Niech słowo jak puch ostu leci...
Kochałem kwiaty, lalki, dzieci,
Marki i grzyby, wsie i miasta,
Gwiazdy, zwierzęta, nawet chwasty,
Kochałem książki zapylone,
Usta wilgotne, morza słone,
Bursztyny złote jak dziewczyny,
Dziewczyny złote jak bursztyny.
Kochałem żabie, głupie
chóry,
I niewysokie, ciche góry.
Kochałem mury wpół zwalone,
Patyną wieków uskrzydlone.
Kochałem biednych, prostych. Stroje
Ludowe, piękne. Gdy przekroję
Serce jak rześki miąższ cytryny,
Znajdę kącików pęk wciąż
inny.
A w każdym jakieś ukochanie,
Umiłowanie, zadumanie.
Nie tyle miodu w leśnym plastrze,
Ile me serce, wciąż bogatsze,
Ukochań pełnych słodkiej treści
W sobie ukrywa, w sobie mieści.
Kto mnie tak bardzo umiłował
I tyle sercu dał mojemu?
Żem nic nie strwonił, wszystko schował
Jak ziarno w łono czarnoziemu.
Kto mi pozwolił szperać, szukać,
Znajdować, tracić, znów
zyskiwać ?
I czemu nie szła w las nauka,
I czemu kwitła co rok iwa ?
A jeślim czasem coś porzucił,
O czymś zapomniał, coś utracił,
Jak chętnie po to bym
powrócił,
jak chętnie o to się wzbogacił !
|