P O W R Ó T

Geniusz: gen i już

Steinhaus powtarzał, że jego największym odkryciem był Banach

MARIUSZ URBANEK

Polityka Nr 8 (2348) z 4.05.2002.

Lwowska Szkoła Matematyczna przeszła do historii i do legendy. Narodziła się w 1916 r. w Krakowie na Plantach, a rozkwitła przy marmurowym stoliku kawiarni Szkockiej we Lwowie. Pozostał po niej zwykły zeszyt w kratkę z zapisanymi zadaniami i niezwykłe prace, które do dziś stanowią fundament kilku dziedzin matematyki.

Twórcami Lwowskiej Szkoły Matematycznej byli profesor Hugo Steinhaus, który równie dobrze jak matematyki mógł uczyć języka polskiego, oraz profesor Stefan Banach, matematyczny geniusz, który nigdy nie ukończył żadnych studiów. Byli czasem traktowani jak mistrz i uczeń, który mistrza przerósł. Ale mistrz był od ucznia starszy tylko o 5 lat. Rok 2002 ogłoszony został rokiem Steinhausa.

Sierota, burżuj, arystokrata

Już ich pierwsze spotkanie obrosło legendą. Letnim wieczorem 1916 r. idący krakowskimi Plantami Steinhaus, który chronił się przed wojskiem w ck Centrali Odbudowy Kraju, usłyszał dobiegające z ławki słowa "...miara Lebesgue'a". Twierdzenie Lebesgue'a rozumieją tylko wtajemniczeni, więc Steinhaus podszedł i tak poznał Stefana Banacha. Po 22 latach za sprawą obu Henryk Lebesgue, wielki francuski matematyk, został doktorem honoris causa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie.

Różniło ich wszystko oprócz matematycznego talentu. Banach był nieślubnym dzieckiem góralki Katarzyny Banach i Stefana Greczka z Ostrowska pod Nowym Targiem, urzędnika w ck Głównym Urzędzie Podatkowym. Matki nigdy nie poznał, ojciec oddał go na wychowanie praczce z Krakowa. Żeby pomóc w utrzymaniu, Banach dawał korepetycje. Przez cztery lata studiów zaliczył dwa lata techniki na Wydziale Inżynierii Politechniki Lwowskiej. Potem wybuchła I wojna światowa i w Krakowie spotkał Steinhausa.

Steinhaus pochodził z bogatej żydowskiej rodziny kupców z Jasła, brat ojca posłował do austriackiego parlamentu. Po 1945 r. w ankietach personalnych w rubryce "pochodzenie" ironicznie pisał "arystokracja plus burżuazja". Rozpoczęte we Lwowie studia matematyczne kontynuował na uniwersytecie w Getyndze, gdzie wykładali najlepsi. Doktorat napisał u jednego z największych ówcześnie matematyków - Davida Hilberta. W 1917 r. był już profesorem. Gdy po wojnie objął wykłady na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, Banachowi załatwił asystenturę na Politechnice Lwowskiej.

Przestrzeń Banacha

W 1920 r. Banach bronił rozprawy doktorskiej, choć nie ukończył żadnych studiów. Po ogłoszeniu kilku prac naukowych cieszył się już sławą matematycznego geniusza, ale i lekkoducha, którego nudziło zapisywanie wygłaszanych z pamięci dowodów i twierdzeń. Spisywał je jeden z asystentów, któremu promotor polecił chodzić za doktorantem nawet do kawiarni i tam notować jego myśli. Banach tylko akceptował notatki. Tak powstała praca "O operacjach na zbiorach abstrakcyjnych i ich zastosowaniach do równań całkowych". Potem było podobnie. Myślał i wyrzucał z siebie matematyczne twierdzenia szybciej niż mógł je zanotować. Być może więcej idei Banacha przepadło, niż zostało zapisane, twierdzili jego współpracownicy.

"Miał on jasność myślenia, którą Kazimierz Bartel nazwał raz - aż nieprzyjemną" - pisał Steinhaus. Banach bił wszelkie rekordy szybkości w dochodzeniu do nowych rezultatów. Mówiono o jego błyszczących oczach: fascynujących i niesamowicie przenikliwych.

Doktorat Banacha został opublikowany w 1922 r. po francusku. Ta data "jest datą przełomową w historii matematyki" - pisał inny lwowski matematyk prof. Stanisław Mazur. Wydana w 10 lat później "Teoria operacji liniowych" została przetłumaczona na wszystkie najważniejsze języki świata, ugruntowując sławę Banacha. W wieku 30 lat został profesorem nadzwyczajnym, a w dwa lata później zwyczajnym. Jego prace o tytułach zrozumiałych tylko dla matematyków stanowią do dziś podstawę matematycznej analizy funkcjonalnej. W tym samym czasie nad podobnymi zagadnieniami pracowali matematycy w kilku krajach, ale to nazwisko Banacha przeszło do historii. Pojęcia "przestrzeni Banacha" i "algebry Banacha" znajdują się nawet w najbardziej popularnych encyklopediach.

Banachalia

Steinhaus pisał, że ruch naukowy w powojennym Lwowie rósł, "natomiast pod względem towarzyskim panował wtedy chaos i szum powojenny. Szał tańca, zabawy, wycieczki, libertynizm, zdrady i tymczasowe związki, Jednym słowem używanie swobody, o której marzono przez lata". "Banach dużo pił, ale nigdy się nie upijał" -wspominał Stanisław Ulam. W "Słowniku racjonalnym" Steinhausa znalazł się aforyzm: "Przedwojenne trzydniówki Wacia S. we Lwowie - Banachalia". Wacio S. to inny słynny warszawsko-lwowski matematyk Wacław Sierpiński. Podczas przyjęcia na zjeździe matematycznym u Gruzinów kolejni matematycy znikali pod stołami, a Banach dalej przepijał zgodnie z obyczajem do każdego, wspominała przyrodnia siostra. Jako profesor zarabiał dużo, ale jeszcze więcej wydawał. Publikował prace genialne, dowodząc (wspólnie z Alfredem Tarskim), że można rozłożyć kulę na wiele kawałków tak, żeby później złożyć z nich dwie kule, każdą tej samej wielkości co kuła pierwotna, i podręczniki dla szkól średnich, za które płacono znacznie lepiej. Prowadził życie, na które lwowska profesura patrzyła krzywo. W odróżnieniu od Steinhausa nie nosił fraka ani cylindra, w zębach trzymał nieodłączną cygarniczkę z zapalonym papierosem, chodził wymachując grubą laską, nie cierpiał oficjalnych posiedzeń. Wiem, gdzie nie będę - mówił, otrzymawszy kolejne zaproszenie. "Akcentował swoje pochodzenie góralskie i miał dosyć lekceważący stosunek do typu ogólnie wykształconego inteligenta bez teki - pisał Steinhaus. - Przez cale życie zachował pewne cechy krakowskiego andrusa". Nawet sporty preferował plebejskie. Wolał chodzić na mecze piłkarzy Pogoni Lwów niż elitarne zawody tenisowe.

Ludzie Szkockiej kawiarni...

Lwowscy matematycy spotykali się na seminariach najpierw w kawiarni Roma, a później w Szkockiej przy placu Akademickim nieopodal Uniwersytetu Jana Kazimierza. Tam odbywały się codzienne wielogodzinne, zakrapiane alkoholem posiedzenia, podczas których matematycy przerzucali się zadaniami, rozwiązania zapisując na marmurowych blatach stolików. "Trudno było wtedy zmęczyć Banacha i wypić więcej niż on" - wspominał prof. Stanisław Ulani. Do Szkockiej przychodzili Banach, Steinhaus, Ułam, Mazur, Herman Auerbach. Marek Kac, Stefan Kaczmarz, Antoni Łomnicki, Władysław Oriicz, Stanisław Ruziewicz, Stanisław Saks, Juliusz Schauder, Ludwik Stembach, Włodzimierz Stożek i wielu innych. W spotkaniach brali udział także wykładający we Lwowie matematycy z konkurującej o pierwszeństwo szkoły warszawskiej: Kazimierz Kuratowski, Bronisław Knaster, Alfred Tarski, Wacław Sierpiński.

Dla przyglądających się z boku wyglądali na grupę ludzi niespełna rozumu. "Czasem cała dyskusja składała się z kilku słów rzuconych w ciągu długich okresów rozmyślania - wspominał Ulam. Od czasu do czasu rozlegał się śmiech jednego z siedzących, po czym następowały okresy długiego milczenia, w czasie których tylko piliśmy kawę i patrzyliśmy nieprzytomnie na siebie". Hałas nie przeszkadzał im w pracy. Banach najrzadziej pracował przy biurku. We Lwowie po zamknięciu Szkockiej potrafił pójść do czynnego całą dobę dworcowego bufetu i przy piwie kontynuować rozmyślania. Jedna z matematycznych sesji w Szkockiej trwała 17 godzin. Hugo Steinhaus zapamiętał, że powstał podczas niej dowód ważnego twierdzenia dotyczącego przestrzeni Banacha. Następnego dnia nikt już nie był w stanie go odtworzyć. "Blat stolika pokryty śladami chemicznego ołówka został po owej sesji, jak zwykle, zmyty przez sprzątaczkę kawiarni" - pisał.

...i Szkockiej Księgi

Zeszyt, który wszedł do historii matematyki pod nazwą Księga Szkocka, przyniosła do kawiarni żona Banacha, Łucja. Kupiła za 2,50 gruby brulion w marmurkowej okładce i oddała na przechowanie płatniczemu. Odtąd każdy z matematyków mógł o zeszyt poprosić i wpisać zadanie dla innych albo samemu pochwalić się rozwiązaniem, interes był podwójny. Matematycy przestali bazgrać po marmurowych blatach stolików, a skomplikowane dowody przestały w końcu ginąć pod ścierką sprzątaczek.

Zagadnienia opatrywano datą, nazwiskiem i informacją o nagrodzie, którą ofiarował autor zagadnienia autorowi rozwiązania. Wysokość nagrody zależała od trudności zadania. Za najprostsze można było wygrać jedynie kawę, małe piwo albo 10 deka kawioru, za trudniejsze obiad w restauracji lwowskiego hotelu George albo żywą gęś. Nagrodą za rozwiązanie najbardziej skomplikowanych było fondue á la creme w Genewie.

Stanisław Ulam, który w 1936 r. wyjechał na stałe do USA (encyklopedie traktują go już jako uczonego amerykańskiego), w czasie wojny brał udział w pracach nad konstrukcją bomby atomowej. Napisał po latach, że intensywność myślenia i skupienia w Szkockiej może porównać tylko z okresem jego pracy w Los Alamos nad energią jądrową.

Już po wojnie Łucja Banachowa przywiozła Księgę Szkocką do Wrocławia. Ulam przetłumaczył ją na angielski i rozesłał do największych matematyków na świecie. Wzbudziła sensację, zawiedzeni byli tylko matematycy szkoccy, dowiadując się prawdy o genezie jej nazwy.

Za mało, żeby wyjechać

Szkoła lwowska przyciągała coraz więcej sław. Banach pomógł zdobyć katedrę logiki Leonowi Chwistkowi. Przekonał sceptyków, którzy bali się legendy awangardowego artysty, że to dobry kandydat. W 1929 r. Steinhaus i Banach wspólnie założyli pismo "Studia Mathematica", które ukazywało się z różną częstotliwością, czasem raz na rok, czasem częściej. W "Studiach..." obok siebie, bez tłumaczeń, ukazywały się prace po francusku, niemiecku, angielsku i włosku, później także po rosyjsku. "Można je uważać za organ tzw. szkoły lwowskiej" -pisał Steinhaus. Sława Banacha szybko wykroczyła poza granice Polski. W latach trzydziestych do Lwowa kilkakrotnie przyjeżdżał prof. John von Neumann, później współtwórca pierwszego komputera. Przyjeżdżał zaproponować Banachowi pracę w Stanach Zjednoczonych, w zespole Norberta Wienera, nazywanego ojcem cybernetyki. Kilkanaście lat wcześniej Wiener ścigał się z Banachem. Teoria, która przeszła do historii jako "przestrzeń Banacha", początkowo nazywana była "przestrzenią Banacha-Wienera". Ostatni raz Wiener przysłał von Neumanna do Lwowa w lipcu 1937 r.

- Ile daje prof. Wiener- zapytał Banach. Neumann wręczył mu czek z napisaną jedynką. - Prof. Wiener prosił, żeby dopisać tyle zer, ile pan uzna za stosowne - powiedział.

- To za mała suma, aby opuścić Polskę -miał odpowiedzieć Banach.

"Wiener daje swojej autobiografii tytuł "I am a Mathematician", Banach jest matematykiem par excellence" - napisał złośliwie Steinhaus.

NAUKA

W ostatnim roku przed II wojną Banach został prezesem Polskiego Towarzystwa Matematycznego (w latach 1932-35 był wiceprezesem). Dostał nagrodę Polskiej Akademii Umiejętności. 20 tys. zł było wtedy fortuną. Miał otrzymać nagrodę podczas inauguracji nowego roku akademickiego. Nie zdążył, wybuchła wojna, pieniądze przepadły.

Pod Stryjem i Ojcem

Po zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną lwowscy matematycy pozostali w mieście. Nowa władza wobec uczonych stosowała metodę obłaskawiania. Uczelniom narzucono sowieckich komisarzy, ale profesurę zapisano do Ukraińskiej Akademii Nauk, dając wyższe pensje i honorując dodatkowymi tytułami. Banach został dziekanem wydziału matcmatyczno-fizycznego Uniwersytetu Iwana Franki (nowa nazwa UJK), Steinhaus kierownikiem katedry. "Razem z pensją uniwersytecką umożliwiało to nam znośne życie" -wspominał. Odpuszczono mu nawet prowokacyjne pytania zadawane partyjnym komisarzom: -"Jak się różniczkuje po marksistowsku?".

Kontynuowane były spotkania w Szkockiej. Ostatni zapis pochodzi z maja 1941 r. W niektórych spotkaniach brali udział matematycy radzieccy, którzy przyjeżdżali do Lwowa poznać Banacha. Był wśród nich Siergiej Sobolew, później uczony o światowej sławie. W 15 lat po wojnie, podczas konferencji matematycznej mówił o Banachu zgodnie zobowiązującą konwencją: "Pochodzący z ludu, od razu trafnie odczul, skąd i w jaki sposób ludzie pracy, inteligencja pracująca Polski (...) znajdą drogę wiodącą do świetlanej przyszłości, drogę wspólną dla naszych narodów budujących socjalizm. Stefan Banach bez wahań i wątpliwości staje na tej drodze, drodze przyjaźni, pokoju i socjalizmu, mimo że wówczas być może nie było łatwo ją odnaleźć". Banach został delegatem do Lwowskiej Rady Miejskiej i obiecał sowieckiemu rektorowi, że nauczy się ukraińskiego, żeby móc w tym języku wykładać. "Uznał on metodę współpracy za najlepszą" - napisał Steinhaus. W 1940 r. zapytany -Jak się czuje-  miał odpowiedzieć: Przyzwyczaiłem się do życia pod Stryjem, to potrafię żyć i pod Ojcem. Stryj to miasteczko niedaleko Lwowa, Ojcem w sowieckiej Rosji nazywano Stalina.

Karmiciel wszy

Gdy w 1941 r. Lwów zajęli Niemcy, Steinhaus nie czekał dłużej i wyjechał. Resztę wojny spędził w okolicach Gorlic i Jasła. Ukrywał się przez cztery lata jako Grzegorz Krochmalny, chłop spod Przemyśla.

Banach wraz z wielu innymi polskimi uczonymi został karmicielem wszy. Umieszczone w maleńkich klateczkach, po 50 sztuk w każdej, ssały krew uczonego. Jednak kenkarta z instytutu Bakteriologicznego Rudolfa Weigla to były bardzo dobre papiery. Informacja, że kontakt z okazicielem legitymacji grozi śmiercią, przy spotkaniu z niemieckim patrolem dawała nadzieję na życie.

Nie znalazł się na liście uczonych lwowskich zamordowanych przez hitlerowców w lipcu 1941 r. Byli na niej Tadeusz Boy-Żeleński i przedwojenny premier Kazimierz Bartel. Byli matematycy ze Szkockiej. Listę pomagali sporządzać ukraińscy nacjonaliści. Być może Banachowi uratowała życie wcześniejsza współpraca z władzą.

Wszy karmiono, siedząc przy długich stołach. W Instytucie powstał stół humanistyczny i matematyczny. Banach rozprawiał przy nim o problemach matematycznych i udzielał korepetycji. Tak było aż do powtórnego, w lipcu 1944 r., wkroczenia do Lwowa Rosjan. Już w sierpniu Stefan Banach został członkiem Wszechsłowiańskiego Komitetu Antyfaszystowskiego.

Niewielu lwowskich matematyków przeżyło wojnę. Lwowska szkoła matematyczna została rozstrzelana. W wydanych w Londynie "Wspomnieniach i zapiskach" Steinhausa lista przedwojennych matematyków, którzy nie przeżyli wojny, zajmuje dwie strony. Duża część z nich to lwowianie. W 1939 r. zginął Kaczmarz, Łomnicki, Stożek (wraz z dwoma synami), Ruziewicz zostali zamordowani w lipcu 1941 r. Auerbacha, Saksa, Sternbacha i Schaudera, najwybitniejszego zdaniem Steinhausa ucznia Banacha, Niemcy zabili rok później. Władysław Hetper, wywieziony do Rosji w 1940 r., zaginął. Przeżyli ci, którzy na czas wyjechali z Polski albo przyczaili się.

Przekroczyła go granica

Steinhaus po wojnie trafił do Wrocławia, tworząc Wydział Matematyczny na połączonych Uniwersytecie i Politechnice. W swoim "Słowniku racjonalnym" zanotował: "Skończyła się wojna, to przelewanie krwi z pustego w próżne". W ankiecie na pytanie, czy przekraczał granicę Związku Radzieckiego, napisał, że to granica dwukrotnie przekraczała jego. Szybko zaczęto mówić o wrocławskiej szkole matematycznej. W 1946 r. Steinhaus zainaugurował nawet zapisywanie Nowej Księgi Szkockiej, ale przetrwała tylko kilka lat. Zasłynął pracami z teorii gier i bezwzględnym egzekwowaniem reguł polszczyzny u matematyków.

"Ten pan dostanie być może kiedyś Nagrodę Nobla, ale dopóki ja będę miał coś do powiedzenia na Uniwersytecie Wrocławskim, doktorem nie będzie, bo doktor powinien znać język ojczysty" - mówił Wiesławowi Wodeckiemu, pokazując pokreśloną na czerwono pracę doktorską z matematyki. Manierę podawania nawet w drukach urzędowych najpierw nazwiska, a potem imienia, tępił tak długo, aż Uniwersytet Wrocławski wydał spis pracowników uczelni z imionami na pierwszym miejscu.

Banach także chciał przyjechać do Polski. Czekała na niego Katedra Matematyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Nie zdążył, miał raka płuc i oskrzeli, umarł we Lwowie 31 sierpnia 1945 r. Pochowany został na Łyczakowie, w grobowcu rodziny Riedlów, u których mieszkał przez ostatni rok. Łucja Banachowa, która przyjechała do Polski z synem, opowiadała Steinhausowi. że "lwowscy Moskale" opiekowali się nim do końca bardzo troskliwie.

Kula u nogi

W 15-lecie jego śmierci Instytut Matematyczny PAN zorganizował banachowską konferencję. "Ten jeden z twórców analizy funkcjonalnej, najważniejszego współczesnego kierunku w matematyce, (...) pozostawił ludzkości szereg wspaniałych osiągnięć ludzkiego geniuszu" - mówił Sergiej Sobolew. "Geniusz Banacha stworzył dla nas tyle problemów, ile sam ich rozwiązał" - mówił Amerykanin Marshall Harvey Stone.

We Wrocławiu zaczął powstawać "Słownik racjonalny" Steinhausa, zbiór aforyzmów i kalamburów porównywanych z "Myślami nieuczesanymi" Stanisława Jerzego Leca. Nową rzeczywistość skomentował:

"Taki, co się obywa bez wszystkiego - obywatel". Po najsłynniejszym chyba aforyzmie: "Kula u nogi-Ziemia", Julian Tuwim przed Steinhausem ukląkł. W środowisku matematyków odbywają się dziś konkursy na hugonotki, aforyzmy w duchu Steinhausowych.

W 1999 r. przed Instytutem Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego przy ul. Reymonta w Krakowie stanął pomnik Banacha. "Nikt bardziej niż on nie przyczynił się do rozwiania szkodliwego mniemania, że we współzawodnictwie naukowym można brak geniuszu zastąpić innymi zaletami" - napisał Steinhaus, "Geniusz - gen i już" - brzmi jeden z Jego aforyzmów.