Z uporem
maniaka właściwym fanowi, a może fanu , albo zostawmy angielskie
naleciałości z boku, z uporem maniaka właściwym wielbicielowi
określonej prozy, w rubryce tej lansuję Jonathana Carolla.
On, jego książki i wielkie rzesze czytelników pławiących się
w ich lekturze dają mi poczucie, że nie jestem jedynym "popieprzonym
kurczakiem", który spogląda na świat nie tylko z perspektywy
lodówki, telewizora i wc. Wspominam jeszcze raz o Jonathanie
Carollu, bo jest po temu dodatkowa okazja, właśnie ukazała się w
księgarniach jego najnowsza powieść "Białe jabłka". Świat realny
przesycony metafizyką i uczuciami, które przełamują wszelkie
bariery, bariery między życiem , śmiercią i czyśćcem. Nowe ciekawe
spojrzenie autora na kolej czekających nas w życiu zdarzeń,
interesująca z zaskakującymi zwrotami akcja i tak charakterystyczne dla
pisarza kreślenie postaci, to właśnie to, co Cię spotka w "Białych
jabłkach". Jeżeli jeszcze nie znasz tego autora, możesz tę znajomość
ciekawie zacząć - sięgnij po "Białe jabłka". Innym pisarzem
współczesnym, którego czytam z niegasnącym
zainteresowaniem, a jest równie płodnym twórcą co
Carroll, jest William Wharton.
To nazwisko jest z pewnością znane, nie tylko zapalonym "czytaczom",
szczególnie dzięki "Ptaśkowi". Jego książki
różnią się od prozy Carolla, ale są równie
gładkie do połknięcia w ciągu jednego wieczoru. Są to powieści
psychologiczne, często o wątkach autobiograficznych, zawierających
refleksje na temat obyczajowości i moralności. Przedstawia bardzo
wiernie codzienność, często opisując w sposób prawie
reportażowy czynności przez siebie wykonywane, np. "Dom na Sekwanie",
pokazując przy tym piękno zwykłych chwil, które nas
otaczają.
William Wharton to pseudonim - właściwe nazwisko pisarza to Albert DU.
Aime. Jego matka z domu nazywała się Wharton, a William Wharton to
nazwisko jego ojca chrzestnego. Pisarz urodził się w 1925 roku w
Filadelfii. Był średnim uczniem, ale potrafił dobrze malować i
opowiadać historie. Został powołany do wojska, walczył w czasie II
wojny światowej w Europie, gdzie został ranny. Po powrocie do
Stanów studiował malarstwo i psychologię. Później
jego głównym zajęciem było malowanie. Ponieważ nie
przynosiło to zbyt wielkiego dochodu, pracował również jako
nauczyciel w różnych szkołach. W 1960 wyjechał do Europy -
jak mówi, głównym powodem była chęć ochrony
dzieci przed telewizją. Malował i pisał, nie próbując
wydawać swoich powieści. Dawał je do przeczytania przyjaciołom i dzięki
nim książki trafiły do wydawnictwa i przysporzyły autorowi sławy i
pieniędzy. Wharton był zaskoczony tym sukcesem - "Otrzymaliśmy tak dużo
pieniędzy ze sprzedaży, że zastanawialiśmy się, jak je przyjąć, żeby
nie zrujnowały życia nam i naszym dzieciom". Od wydania "Ptaśka" się
zaczęło, później na rynku wydawniczym ukazał się "Tato"
(przeżycia autora związane z ostatnimi miesiącami życia ojca). Kolejne
powieści wydane w Polsce ( może nie w porządku chronologicznym) to : "W
księżycową jasną noc"(chciał uświadomić młodym ludziom okrucieństwo i
szaleństwo wojny), "Werniks", "Stado", "Wieści", "Franky Furbo",
"Spóźnieni kochankowie", "Niezawinione śmierci", "Dom na
Sekwanie", "Opowieści z Moulin du Bruit", "Szrapnel", "Al", "Nie
ustawaj w biegu", "Nigdy, nigdy mnie nie złapiecie", "Wieści",
"Niedobre miejsce", "Historie rodzinne" i ta , którą
delektuję się kolejny raz "Tam gdzie spotykają się wszystkie światy".
Poznajmy pisarza poprzez opinie, jakie wygłosił w wywiadzie 20.V.2000
na Międzynarodowych Targach Książki.
Empic: Czy nie odnosi pan
wrażenia, że z wiekiem staje się pan coraz bardziej sentymentalny?
WW: Myślę, że po prostu coraz
mniej boję się ujawniać swoje sentymentalne usposobienie. Jeśli
sentymentalny oznacza tyle, że ważę sobie, cenię uczucia, to tak,
jestem sentymentalny. Uważam, że uczucia są bardzo ważne dla człowieka.
Należy je wyrażać.
Empic:Pańskie ostatnie książki,
zwłaszcza "Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy", zawierają wiele
elementów autobiograficznych. Czy czasami nie myli się panu
fikcja z rzeczywistością ?
WW: Nie wiem, czy istnieje coś
takiego jak rzeczywistość. Czasami wydaje mi się, że powinniśmy
uświadomić sobie istnienie czegoś, co jest szersze. Nie trzeba walczyć
z tą szerszą rzeczywistością, tylko pogodzić się z nią. Żyjemy w
czasach, które są jakby nierzeczywiste i niepokoi mnie to,
że część ludzi pozwala sobie na byt w takim nierzeczywistym świecie.
Staram się pisać o tym, co dla mnie jest rzeczywistością.
Empic: Czyli na przykład
telewizja jest nierzeczywista?
WW: Tak, telewizja to
rzeczywistość naszych czasów, ale jest nierzeczywista.
Empic: A co w takim razie z
Internetem?
WW: Mam podłączenie do
Internetu, ale odkryłem, że w ogóle z niego nie korzystam.
Dla mnie jest to na tyle oderwane od rzeczywistości, że ta
rzeczywistość Internetu po prostu mnie nudzi.
Oprócz świetnego pisarstwa również te opinie
przekonują mnie do Williama Whartona. Inną rzeczą jest oderwać się na
chwilę od rzeczywistości, by powędrować w wyimaginowane światy opisane
w książce, a inną tkwić w elektronicznych światach, nie dostrzegając
rzeczywistości, która nas otacza, przyjmując tę
rzeczywistość elektroniczną za jedyną. Czy ten świat, który
oglądamy w telewizji, jest naszą rzeczywistością? Wyprodukowaliśmy
sieć, w którą sami zostaliśmy złapani. Na razie jeszcze
oczka tej sieci są dość duże. Wyciągnijcie przez nie rękę po
którąś z powieści Whartona.
Już nie wiem, na ile
rzeczywisty
Maciej Dymarski